Moja Historia – Ewa

Jest Boże Narodzenie 25.12.2019 r., mój dom pełen gości, rano wchodzę do łazienki … i opuszczam dom by wrócić do niego 24.03.2020 r. … za 3 miesiące.

Z tego okresu nie pamiętam nic ani jednego dnia, ani jednej twarzy. To co mnie spotkało to pęknięty tętniak tętnicy łączącej przedniej i wszystkie powikłania, jakie mogą wystąpić, chyba tylko oprócz zgonu. Muszę zaznaczyć, że zawsze miałam niskie ciśnienie i nie miałam bólów głowy. Myślałam, że tę parę zdań napiszę szybko, ale niestety, to jest jak rozmowa z terapeutą.

Z domu zabiera mnie pogotowie na oddział neurologii miejscowego szpitala.

Wykonano tomografię komputerową (TK) głowy; opis badania “…tętniaków ani malformacji naczyniowych nie stwierdza się”. Podłączono leki. Wobec braku poprawy, kolejne badanie TK głowy. Kolejny opis “… Pęknięty tętniak tętnicy łączącej przedniej”.

Lekarz dyżurny oznajmił mojej rodzinie, że będę transportowana do szpitala Uniwersyteckiego w Szczecinie, a mój stan jest krytyczny. Czy dojadę te 130 km?

Udało się. Znalazłam się w szpitalu Uniwersyteckim w Szczecinie.

 

Z opisu przy przyjęciu “…stan krytyczny, gałki oczne pływające, nieznaczna reakcja (grymas) na ból“. Założono dreny do czaszkowe, wprowadzono mnie w stan śpiączki farmakologicznej i podłączono pod respirator, przekazano na OIOM.

 

Po 2 dniach od pęknięcia, 27 grudnia, wykonano embolizację tętniaka.

W śpiączce byłam 12 dni. Kilka razy zmieniano mi dreny czaszkowe, założone w celu oczyszczania z resztek krwi.

Po embolizacji, w badaniu kontrolnym TK, stwierdzono, że jest wodogłowie i zdecydowano o założeniu drenażu zastawki komorowo-otrzewnowej.

Innym powikłaniem było zaburzenia oddychania – wykonano tracheotomię. Nie będę pisała o powikłaniach po tracheotomii.

Ziarniniak strun głosowych usuwany laserem. Zaburzenia połykania i wprowadzenie sondy żywieniowej PEG, celem żywienia dojelitowego. Zakażenie pęcherza moczowego, leczone około roku.

W szpitalu byłam 3 miesiące. W ostatnim miesiącu pobytu, wróciłam do szpitala w moim miejscu zamieszkania, na oddział neurologii, gdzie przychodzili rehabilitanci, ponieważ zamknięty był oddział rehabilitacji z powodu Covid-19.

 

Jak już wspomniałam, z okresu pobytu w szpitalu nie pamiętam nic. Wszystko wiem od męża, który jechał codziennie 130 km, żeby mnie odwiedzić, być przy mnie, wspierać mnie, abym dała radę.

Do domu wróciłam z niedowładem prawostronnym kończyny górnej i dolnej, i z wózkiem inwalidzkim, którego nie używałam. Sama walczyłam: spacery, rowerek stacjonarny. Objawy ustąpiły powoli. Po roku wykonałam kontrolny rezonans i stwierdzono jeszcze jednego tętniaka na rozwidleniu prawej tętnicy środkowej. Zostałam zakwalifikowana do zamknięcia tętniaka poprzez klipsowanie (kraniotomię) w szpitalu wojskowym w Bydgoszczy. Po zabiegu wyszłam do domu po 3 dniach, bez żadnych deficytów neurologicznych, szczęśliwa. Podjęłam decyzję o kraniotomii; nie umiałam żyć ze świadomością, że jest jeszcze jeden. Tak jak już wspomniałam miałam wszystkie powikłania, oprócz zgonu. Żyję z zastawką komorowo-otrzewnową bez deficytów neurologicznych: prowadzę samochód, mogę powiedzieć, że jestem samodzielna, nikt, kto mnie spotyka. nie widzi, tego co mnie spotkało.

Czego się nauczyłam? Że zawsze należy walczyć, ufać i kochać, jeszcze mocniej tych którzy byli przy mnie. Patrzę na życie inaczej. Nigdy nie należy się poddawać.

Jestem szczęśliwa, a bliskich mam cudownych, na medal.

Jeżeli chcesz się podzielić swoja historią napisz do nas. Jeżeli sobie tego życzycie, zapewniamy anonimowość. Twoja historia może być inspiracją dla innych i pomóc Tobie.