Prawie 9 lat temu trafiłam do szpitala z podejrzeniem udaru – diagnoza: osłabienie kończyn, a przy okazji mikrotętniaki – dwa do pary. „Proszę się nie martwić, są małe” – hasło: obserwacja.
Szok i liczne wizyty u specjalistów z pytaniem: co dalej?
Kontrola rezonansem angio co roku. Przez 8 lat.
Aż nagle, po jednej z kontroli, okazało się, że opis był inny niż dotychczas – wizyta u pana profesora: „Trzeba jednego zabezpieczyć, w każdej chwili może pęknąć. Niestety, jest w trudnym miejscu, ale damy radę” – pan profesor pełen nadziei, ja zdruzgotana. „Proszę na siebie uważać, skończyć ze sportem – moją ukochaną jogą”.
Jak to jest usłyszeć coś takiego? Szok, niedowierzanie, strach, żeby tylko dotrwać do daty zabiegu.
Wtedy, kiedy moje życie nabierało rozpędu, gdy sport zaczął być dla mnie ważny, gdy ja dla siebie stałam się ważniejsza niż kiedykolwiek wcześniej…
Na zabieg czekałam dość krótko, miałam dużo szczęścia.
Do szpitala jechałam z duszą na ramieniu, z chaosem w głowie i w myślach…
Świeciło słońce, zima – to pamiętam. Zrobiłam sobie zdjęcie…
Na oddziale dużo ludzi ze strachem i łzami w oczach.
Prawdziwe ludzkie tragedie, śmierć za zasłonką, dźwięk maszynki do golenia głowy – to pozostanie na zawsze w mojej pamięci.
Ja – maskująca strach i lęk przed tym, co mnie czeka.
Nieprzespana noc w oczekiwaniu na następny dzień.
Czekałam cały dzień, słuchałam muzyki, rozmawiałam z koleżanką – zająć myśli czymś innym.
Na zabieg poszłam jak na spacer, daleko przez liczne korytarze, pełna ufności i nadziei.
Maska, sen i pobudka – zabieg się udał. Jestem posiadaczką dwóch sprężynek w głowie, którymi został zabezpieczony jeden z tętniaków.
Czuję wdzięczność za życie.
Chcę przeżyć je inaczej – już wiem, jakie jest kruche i cenne, jak szybko mogą zmienić się okoliczności.
Minął rok od zabiegu, niedawno miałam kontrolę. Nie mam jeszcze wyników, czekam – a czekanie i niewiedza są najgorsze.
Wróciłam do jogi prawie rok po zabiegu. Nie było to łatwe, ale chcę żyć po swojemu mimo wszystko.
Poznałam inne kobiety z podobną historią do mojej – jest w nas moc i wsparcie i jestem wdzięczna za to. Uświadomiłam sobie, że nie jestem sama. To budujące i rozwijające.
Wiem, że mamy prawo mieć gorszy dzień i mamy prawo zaopiekować się sobą, rozczulać się nad sobą i przede wszystkim mówić o tym głośno, bez strachu, a z godnością.
Kiedyś unikałam tematu, teraz chcę krzyczeć na głos: mam tętniaki i ŻYJĘ.
I chcę, żeby moje drugie życie zaczęło się tu i teraz.
Mówi się, że ciało daje nam sygnały i ostrzega, przynosząc w życiu takie doświadczenia – wierzę w to.
Od nas zależy, co zrobimy z tym dalej.
Jeżeli chcesz się podzielić swoja historią napisz do nas. Jeżeli sobie tego życzycie, zapewniamy anonimowość. Twoja historia może być inspiracją dla innych i pomóc Tobie.

Prawie 9 lat temu trafiłam do szpitala z podejrzeniem udaru – diagnoza: osłabienie kończyn, a przy okazji mikrotętniaki – dwa do pary. „Proszę się nie
Polsko-Amerykańska Fundacja „Nie Pękaj – Be Strong”
Ul. Grzybowska 80/82 lok. 700
00-844 Warszawa
NIP 5272993147
