Moja Historia – Justyna

Dokładnie 1 października 2021,  moje życie stanęło pod dużym znakiem zapytania. Dokładnie tydzień przed tym, aż straciłam prawie życie, poczułam bardzo silny ucisk w głowie, a dokładnie tak jakbym “dostała z kija bejsbolowego w czoło  …”

Ból był tak okropny że nie da się go opisać. Natychmiast zaczęła mnie boleć cał głowa, szyja, oraz plecy. 

Moja upartość wyszła mi na złe, bo nie pozwoliłam wezwać pogotowia. Myślałam po prostu, że przeskoczyło mi coś w kręgach szyjnych; niestety bardzo się myliłam. Tydzień czasu chodziłam z bólem (czego nie pamiętam, wiem to z opowiadań osób mi bliskich). Byłam u lekarza , który stwierdził prawdopodobnie to samo co ja, przepisał mi tabletki przeciwbólowe oraz maść. Cały tydzień bardzo źle się czułam, gorączkowałam, miałam zawroty głowy. Miałam w tym czasie też gorszy emocjonalny stan: stresowałam się bardzo i denerwowałam.  I tak było aż do pierwszego października. Chodziłam tego dnia bardzo zdenerwowana, rozdrażniona, z tego co opowiadali współpracownicy. I dlatego wnioskuję, że stres ma duży wpływ na nasze tętniaczki … 

Dochodząc do sedna, poszłam do toalety, dłuższy czas nie wychodziłam z WC, dlatego koleżanki postanowiły zrobić sobie żart i zgasiły mi światło. Nie zareagowałam, dlatego zorientowały się, że coś jest nie tak – żart wyszedł mi na szczęście. Gdyby nie to, nikt by nie wiedział, że leżę tam nieprzytomna.

Gdy mnie wyniesiono na korytarz, traciłam funkcje życiowe, koleżanka szybko pospieszyła z reanimacją. Gdy już przyjechało pogotowie, poświecono mi latarka po oczach  i odrazu przystąpili do działań. Zabrano mnie do szpitala, gdzie chyba od razu po badaniach zrobiono embolizację (w czasie tego wszystkiego, prawdopodobnie znów traciłam funkcje życiowe). Wprowadzono mnie w śpiączkę farmakologiczną – dokładnie spędziłam we śnie 9 dni…

Wzywano moja rodzinę, aby się ze mną pożegnali. Zrobili to chociaż nie wierzyli że odejdę, wiedzieli że dam radę. 

Do tego dochodziły różne infekcje: sepsa, niewydolność płucna, i wiele, wiele innych. Na szczęście żyje, za pomocą dobrych lekarzy,  dzięki moim bliskim i rodzinie, którzy nie wątpili, że dam radę. Nie wyszłam z tego bez szwanku, bo niestety lekki niedowład kończyn górnych i całkowity dolnych dał trochę w kość. Ale nie poddałam się, walczyłam i walczę – ręce już są sprawne, nogi dochodzą do siebie (poruszam się za pomocą chodzika). 

Cały czas mam w głowie to, że są ludzie którzy mają niestety gorzej, że trzeba o siebie walczyć. 

Dodam jeszcze tyle, że 13 lat temu moja mama nie miała takiego szczęścia jak ja, niestety zmarła po pęknięciu tętniaka. Dlatego powtarzam żeby nie bagatelizować zdrowia, badać się jeśli coś się dzieje

Pozdrawiam

Justyna